niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział czwarty

Siedzieliśmy w siebie wtuleni, aż usłyszałam wracających się znajomych. Momentalnie odsunęłam się od Kamila, nerwowo się poprawiając. Wreszcie wszyscy pojawili się przy ognisku.
- Co tak długo? - zapytałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Nie mogliśmy się zdecydować - powiedział radosny Adam i podał mi piwo - Masz maleńka, pij i rośnij.
- Mi to raczej nie jest wskazane, ale dzięki - zaśmiałam się.
Wszyscy usiedli na ławkach z piwami w rękach, świetnie się bawiąc. Na jednej z ławek zauważyłam moją Wiktorię. Obściskiwała się z jakimś chłopakiem. Patrzyłam na nią, a gdy nasze spojrzenia się spotkały zaczęłam się śmiać i pokazałam uniesiony w górę kciuk. Cieszyłam się, że moja przyjaciółka dobrze się bawi, ale sama miałam swoje zmartwienia. Michał, Kamil... Tego było za dużo. Ten pierwszy konkretnie mnie zranił, próbował to naprawić, ale ja już nie chciałam go znać. Tego drugiego miałam zaraz obok siebie, ale nie rozmawialiśmy. Atmosfera była dziwna. Kamil popijał piwo, już któreś z kolei. W końcu wstał i odszedł na kilka metrów, w kierunku morza. Rozmawiał z kimś przez telefon kilka minut, następnie wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego z nich. Stwierdziłam, że wykorzystam sytuacje i z nim pogadam. W końcu tam, na osobności było łatwiej to zrobić, niż wśród tych wszystkich osób. Wstałam z miejsca i po chwili szłam w kierunku Kamila.
- Nie wiedziałam, że palisz - stanęłam obok niego.
- Mogę, jestem pełnoletni - spojrzał na mnie.
- No tak... - westchnęłam.
- Czego nie można powiedzieć o tobie, co to robi w twoich dłoniach? - wskazał na puszkę, którą trzymałam i się zaśmiał - lepiej mi to oddaj.
- To tylko piwo! - powiedziałam i uniosłam brwi - Piłam już mocniejsze napoje.
- No proszę - uśmiechnął się - Kto by pomyślał.
- Kamil... dzięki za to przedtem, naprawdę. Za to, że mnie obroniłeś i pomogłeś pozbyć się tego idioty, przynajmniej na teraz - spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
- Daj spokój, nie ma sprawy. Jakby kiedyś znowu się narzucał daj znać - oznajmił Kamil wciąż paląc papierosa - A tak w ogólne, kto to dla Ciebie?
- Długa historia - westchnęłam - Ale może kiedyś ją opowiem.
Kamil zgasił papierosa i wyrzucił do obok siebie.
- Dobra, chodźmy - powiedział i uśmiechnął się.
- Wiesz co, ja się już będę zbierać do domu, jest zimno i w ogóle to chyba już późno - wzruszyłam ramionami.
- Odprowadzić cię? - Kamil stanął przede mną z rękami w kieszeniach i słodko się uśmiechnął.
Uśmiech na mych ustach pojawił się momentalnie.
- Skoro tak nalegasz - zaśmiałam się i klepnęłam go w plecy.
Podeszliśmy do siedzących znajomych i się z nimi pożegnaliśmy. Udałam się również do Wiki i przerywając jej dobrą zabawę, powiedziałam, że do domu odprowadzi mnie Kamil. Jakiż był uśmiech na jej twarzy gdy usłyszała to imię!
Wyszliśmy z Kamilem z plaży. Szliśmy całkiem pustą, ale jednak oświetloną ulicą.
- Zimno ci? - zapytał.
- Tylko trochę - uśmiechnęłam się.
- Nie wiem co ci zaproponować, pożyczenie bluzy, czy pożyczenie ciepła mojego ciała - zaśmiał się.
- Lepiej będzie, jeśli sam zdecydujesz - wzruszyłam ramionami.
Kamil zdjął bluzę. Wzięłam ją i podziękowałam.Miałam jednak nadzieję na inny wybór. Wtedy przybliżył się i objął mnie mocno.
- Oh, idealnie - stwierdziłam.
Byłam wtedy jedną z szczęśliwszych osób na świecie, jeśli nie najszczęśliwszą, W jego ramionach, w jego obecności czułam się idealnie.
- Daleko mieszkasz? - zapytał.
- Nie, następny zakręt w lewo, prosto i już - spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
- Szkoda - zaśmiał się.
Podczas drogi rozmawialiśmy. Kamil opowiadał mi o sobie, co robi na co dzień. Dowiedziałam się, że gra w piłkę nożną od dziecka, że lubi rap, ma siostrę młodszą o 2 lata i wiele innych rzeczy. Gadaliśmy i gadaliśmy, aż w końcu znaleźliśmy się pod moim domem i się zatrzymałam. Kamil mnie puścił, ale wciąż staliśmy bardzo blisko siebie.
- No dobrze...- powiedział i się uśmiechnął.
Kamil zbliżył się do mnie tak, że nosem dotykał mojego policzka. Nogi miałam całe z gumy. Byłam pewna, że się pocałujemy, gdy nagle zadzwonił mu telefon. Odsunął się ode mnie. Wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
- Sorry, muszę - spojrzał na mnie.
- Spoko - westchnęłam.
Rozmawiał przez telefon przez chwilę, ale był ewidentnie zaniepokojony. Z powrotem podszedł do mnie.
- Przepraszam, pilna sprawa, muszę lecieć - powiedział - odezwę się jutro.
Objął mnie i pocałował w policzek.
- Okej, nie ma sprawy - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego - Cześć.
- Narazie - puścił mi oczko, odwrócił się i odszedł.
A ja mimo wszystko szczęśliwa wróciłam do domu.

1 komentarz: