czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział jedenasty

W końcu nadszedł ten dzień - pogrzeb mamy Kamila. Wstałam około godziny 9 i wzięłam szybki prysznic. Po wyjściu z łazienki wzięłam telefon i zadzwoniłam do Kamila.
- Słucham - odebrał zaspany.
- Jeszcze nie wstałeś? - zapytałam.
- Właśnie zamierzałem, bo muszę załatwić parę spraw - powiedział - Będziesz?
- Jasne, że będę - odpowiedziałam - Trzymaj się, kochanie.
- Do zobaczenia - rozłączył się.
Usiadłam na łóżku i westchnęłam. Wiadome było, że Kamil będzie dziś niespokojny, a atmosfera będzie napięta. 
Leżałam na łóżku i myślałam, aż w końcu zorientowałam się, że już 11. Z Adamem umówiłam się na 12.30, ponieważ msza miała zacząć się o 13. Wstałam i wyjęłam z szafy moją ulubioną czarną sukienkę, którą chwilę później ubrałam. Szybko wyprostowałam włosy i zrobiłam lekkie kreski na powiekach. 
Zeszłam na dół, aby coś zjeść. Tam zastałam mamę, tatę i siostrę. Tak dawno nie widziałam ich wszystkich razem! Chcieliśmy wykorzystać tę okazję, więc usiedliśmy wszyscy razem, aby zjeść śniadanie. 
Pół godziny później zadzwonił dzwonek do drzwi. Oczywiście domyśliłam się, że to Adam, gdy spojrzałam na zegarek. Pożegnałam się z rodzicami i poszłam otworzyć drzwi.
- Cześć - powiedziałam wychodząc z domu.
- Siema - odpowiedział Adam.
- Boję się - stwierdziłam - Nie lubię pogrzebów.
- Wiadome - powiedział - Szczególnie, gdy to pogrzeb mamy przyjaciela.
Wsiedliśmy do samochodu. Był tam jeszcze Przemek, więc się z nim przywitałam. Wtedy ruszyliśmy w stronę kościoła.
Gdy dojechaliśmy, było tam wiele osób. Weszliśmy do kościoła i zajęliśmy jedną ze środkowych ławek. Na środku, zaraz przed ołtarzem stała jasna, drewniana trumna. W jednej z przednich ławek zauważyłam Kamila, jego siostrę, tatę i kilka innych osób. Siedział z opuszczoną głową. Chciałam w jakiś sposób go wesprzeć, ale w tym momencie nie mogłam nic zrobić. 
Po chwili zaczęła się msza, która trwała około godziny. Po zakończeniu wszyscy wyszli na zewnątrz i udali się w stronę cmentarza. Był bardzo blisko, więc po kilku minutach zebraliśmy się nad pustym grobem. Stanęłam z Adamem i Przemkiem nieco dalej, w końcu nie byliśmy najbliższą rodziną. 
Gdy zobaczyłam Kamila, stojącego nad grobem, z bukietem czerwonych róż w ręku, zaczęłam po prostu płakać. Po policzkach Kamila również ciekły łzy. Na dodatek przytulał on siostrę, która ewidentnie nie radziła sobie z sytuacją. Nic dziwnego. 
Po kwadransie uroczystości pogrzebowe skończyły się. Połowa ludzi po prostu odeszła, połowa zaczęła składać kondolencje rodzinie Kamila. Ja wciąż stałam i czekałam aż będę mogła się z nim przywitać. W końcu się doczekałam i do mnie podszedł. Był blady, z lekko czerwonymi, pełnymi bólu oczami. Po prostu go przytuliłam, nie odzywając się ani słowem. 
- Dziękuję, że przyszłaś - powiedział w końcu. 
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- Odprowadzę cię do samochodu, bo i tak muszę spadać do domu, rodzina ma przyjechać - powiedział.
Objęliśmy się i ruszyliśmy do wyjścia z cmentarza, jako ostatni. 
- Odwieziesz Olkę? - zapytał Kamil Adama, gdy doszliśmy na parking.
- Jasne, przywiozłem ją tu - stwierdził. 
- No dobra - Kamil zwrócił się do mnie - Zadzwonię później, albo jutro, nie wiem. Muszę się w końcu ogarnąć. 
Mówiąc to wyjął z kieszeni papierosa i go zapalił.
- Kamil, spokojnie - powiedziałam i chwyciłam go za dłoń - Masz mnie, pamiętaj.
Chłopak przybliżył się do mnie i mnie pocałował.
- Jedź - odpowiedział. 
Pocałowałam go ostatni raz, na pożegnanie. Następnie wsiadłam do samochodu. To był ciężki dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz